Chyba nic nigdy nie sprawiało mi
większej frajdy w święta, niż nowy zapas książek otrzymanych w prezencie.
Próbując zaszczepić tą miłość dzieciom na razie jestem na nieco straconej
pozycji, póki co 1 : 0 dla imaginext, lego, koników na biegunach, lalek i całej
reszty tej bandy. Powtarzając sobie jednak za Sun Tzu, że największe zwycięstwo
to zwycięstwo osiągnięte bez walki, podstępem wciąż staram się ich otaczać
pięknymi i mądrymi książkami, licząc na to, iż te zrobią swoje. Z czasem na
pewno to przede wszystkim nowe lektury będą przy choince oglądane w pierwszej
kolejności, z prawdziwymi wypiekami emocji na szczęśliwych buziach. Taką mam
nadzieję.
Nie ma co zresztą narzekać za bardzo. Na
przykład Jaś zdążył się od Wigilii prawdziwie zaprzyjaźnić z niejakim Albertem
Albertsonem, lat 4. Jego zwyczajne, codzienne przygody okazały się prawie co do
joty pokrywać z doświadczeniami naszego czterolatka. Wieczorna sesja musi
obejmować przeczytanie książeczek o Albercie co najmniej dwukrotnie. Na
szczęście historyjki są krótkie i jest to wykonalne.
Ostatnio coraz częściej
sięgamy po skandynawską literaturę dla małych dzieci. Czytanie tych
rozbrajająco szczerych i prostych, ciepłych, napisanych z humorem i luzem
historii jest dla rodziców taką samą przyjemnością, jak dla dzieci. Może „Doktor Proktor i Proszek Pierdzioszek” Jo Nesbo
okazał się dla Jasia jeszcze trochę zbyt skomplikowany, z Albertem Albertsonem jednak utożsamił się całkowicie.

Chcąc traktować dzieci poważnie i z pełnym
szacunkiem można się od Skandynawów wiele nauczyć. W Polsce
takie podejście wspaniale realizuje Nasza
Księgarnia, co rusz wznawiając pięknie klasykę literatury dla dzieci. Mimo że
mamy już co najmniej dwa wydania wierszy Juliana Tuwima, tej książce nie mogliśmy
się oprzeć. Po pierwsze, wydanie jest wzbogacone o mniej popularne, a
przepiękne dzieła Ireny Tuwim, po drugie, po trzecie i po czwarte – ilustracje!
Nareszcie wygrywa i u nas myślenie, że dzieci zasługują na oprawę artystyczną
książek na najwyższym poziomie. Że można od samego początku kształtować ich
poczucie estetyki, wyczucie smaku i co najważniejsze -
należy to robić! Nadal trzeba się w
księgarniach mocno nagimnastykować, żeby wyłowić z masy kiczu i tandety takie perełki,
ale najważniejsze, że są. Należy wspomnieć koniecznie o znakomitym poczuciu
humoru, rozpoznawalnym znaku szczególnym Juliana Tuwima, ale i Adama
Pękalskiego (
więcej tu).
Zosia Samosia w
koszulce „DIY” - bezcenne!

I jeszcze książka – test. Test na naszą,
rodziców, otwartość i tolerancję. Bo żeby nie wiem jakie o swojej liberalnej
duszy mieć zdanie, jakie poczucie braku granic w myśleniu, to jednak zastanawiając się nad kupnem tej książki dla
swoich dzieci nagle przechodzisz prawdziwy test. No dobra, myślimy, nie mamy
przecież nic przeciwko odmiennym modelom życia, rodziny, będziemy walczyć do
upadłego o wolność wyboru dla każdego. Skąd zatem przychodzi wahanie? Dlaczego musieliśmy
się zastanowić, czy chcemy opowiedzieć dzieciom historię dwóch chłopców
pingwinków, którzy mieszkając w zoo wszystko robili razem i bardzo, bardzo się
kochali, tak bardzo, że ich opiekun powierzył im na wychowanie małego
pingwinka, którego nie chciała mama? I odtąd żyli sobie w trójkę długo i
szczęśliwie. Przecież myślimy sobie na codzień – jesteśmy tolerancyjni, nikomu
nie bronimy, żeby robił dokładnie to, na co ma ochotę. Tak, ale.. Tłumaczenie tego
dzieciom na tak wczesnym etapie, na który przewidziana jest książka jest jednak
pójściem krok dalej. Zakłada chęć uczestniczenia w pokoleniowej zmianie
myślenia, chęć wpływania na rzeczywistość, kształtowania w społeczeństwie nowego
światopoglądu. Zakłada pokazywanie dzieciom pewnych zjawisk jako naturalnych i
oczywistych od samego początku ich nauki o świecie, o drugim człowieku.
Ta książka wymaga zastanowienia i świadomej
decyzji, wymaga zrobienia krótkiego rachunku sumienia. To jak to w końcu z tą twoją
tolerencją jest, jesteś za, czy jesteś przeciw? I za to trzeba ją docenić – jest
zwyczajną, ładną opowiastką dla dzieci, które nie widzą w niej nic szczególnego,
a jednocześnie spełnia funkcję prawdziwej literatury dla ich rodziców. Budzi
refleksję nad życiem, zmusza do myślenia. Wymaga odwagi jej kupienie, lecz takiej
samej odwagi wymaga podjęcie decyzji, że jej nie chcesz.

A propos zmuszania do myślenia natomiast
– jeszcze jedna książka skarb. Nasz czterolatek może nie jest jeszcze tak
dociekliwy, żeby natychmiast pochłonąć ją od deski do deski, ale my, rodzice,
jesteśmy już przygotowani na każdą ewentualność. Żadne pytanie o otaczającą nas
rzeczywistość nam nie straszne. Prawdziwie mądra książka - przyjaciel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz