Pięć lat bycia
rodzicami i nikt nam nie powie, że to najnaturalniejsza, oczywista, zwyczajna i
prosta rola.
Może i fizjologicznie, dla tych co mają to szczęście w dodatku,
wszystko przebiega naturalnie i sprawnie, ale poza tym to jedno wielkie
wyzwanie. I chyba jednak pewien szok dla dwóch rozpieszczonych życiem bez
większych zobowiązań organizmów.
Przychodzi na świat mały ludzik i jest fajnie –
masz nowego najważniejszego człowieka na swojej liście ukochanych ludzi, potencjalnie
to twoja bratnia dusza, przyjaciel, towarzysz. Jest tylko jeden szkopuł. Jednocześnie to ty jesteś za niego całkowicie odpowiedzialny, za to kim będzie, co
będzie umiał, jak sobie poradzi w skomplikowanym świecie własnych i cudzych
emocji, międzyludzkich interakcji, wyzwań pędzącej rzeczywistości. Nie możesz
po prostu żyć obok swym życiem, swoimi problemami. 24 godziny na dobę przez 7
dni w tygodniu trzeba być czujnym, uważnym, zaangażowanym, obecnym, skupionym, konsekwentnym,
cierpliwym i silnym. Rozwijać się stale, by móc dotrzymać kroku małemu towarzyszowi
podróży.
Nikt nam nie powie, że to nie przeogromny wysiłek.
Bycie rodzicem
okazuje się najtrudniejszą rolą ze wszystkich, jeśli chcesz pełnić ją dobrze. Nie
ma tu miejsca na kompromisy. Nie da się jej pogodzić z innymi rolami, a
przecież trzeba. Świadomość bycia dla kogoś centrum świata, busolą i
kierunkowskazem paraliżuje, ale i motywuje. Bywa ciężko, a jednak nigdy nie
można się poddać, odpuścić, pójść na łatwiznę, stawka jest tu najwyższa.
Starasz się, walczysz, znajdujesz siły, bo masz po co. Suma naszych decyzji, sukcesów i błędów zadecyduje w jakimś stopniu o tym, kim będą. Nikt nam nie powie, że
nie warto.
Wszystkiego
najlepszego Syneczku, przed nami następne piękne (i trudne) pięć lat! A potem
następne, następne, następne, następne…….