poniedziałek, 23 grudnia 2013

Coraz bliżej Święta...

Jak przekonać 5-letniego przyszłego "pirata/rajdowca/piłkarza" do przebrania się na szkolne jasełka za anioła? Na przykład tak:


Żródło: atomic dwa cztery dwa




















Ewentualnie pomocniczo:



Od pomysłu do wykonania droga już prosta (buhahahha...). Na szczęście mieliśmy już pewną bazę z czasów przeszłych: czerwony płaszcz i porządny hełm. Jako że broń biała na składzie znajduje się zawsze, pozostało tylko skombinować archanielskie skrzydła. Dzięki podpowiedzi niezawodnej Oli na bazie swojskiej tektury w połączeniu z białą bibułą w rozległych ilościach, powstał taki oto przyrząd latający:


Hełm niestety w międzyczasie okazał się już lekko przyciasny, ale efekt i tak był fajny:





Mimo paraliżującej tremy scenicznej, jasełka się udały. 

A Święta coraz bliżej!





 




wtorek, 17 grudnia 2013

Bananowiec



Z uwagi na rozliczne prośby o przepis na banana bread ;-) niniejszym podaję. Oryginalnie przepis pochodzi od styledigger, ale w wyniku potrzeby przekształcenia go w trochę bardziej wegański dokonałam drobnych zmian. Potrzebujemy:

- 4 baaardzo dojrzałe banany 
- 1/3 szklanki oleju albo rozpuszczonego masła
- 1,5 szklanki mąki: szklankę pełnoziarnistej i pół szklanki tortowej
- 1/4 szklanki cukru trzcinowego
- łyżeczkę sody do pieczenia
- szczyptę soli
- trochę mleka ryżowego lub owsianego
- rodzynki albo na wypasie pełen zestaw bakalii
- dla osiągnięcia efektu jak na zdjęciu: czekoladę gorzką i cukier puder do zrobienia polewy.

Ja robię to tak:
(przepraszam z góry za brak wyrafinowanych estetycznie zdjęć ilustrujących michę, banany i sól :-) )
Włączam piekarnik na 180 stopni. Wrzucam do michy banany i zalewam rozpuszczonym na ciepło masłem lub olejem (w zależności od chęci włączenia dzieciom do diety większej lub mniejszej ilości nabiału; z masłem oczywiście wychodzi nieco lepsze), następnie rozgniatam ubijakiem do ziemniaków i do tej paćki wsypuję mąkę, cukier, sodę i sól, mieszam drewnianą łyżką i w tym momencie okazuje się, że masa jest za sucha - dolewam odrobinę mleka owsianego i mieszam dalej - wystarczy osiągnąć stan, żeby składniki po prostu się z pomocą mleka połączyły, ale generalnie ciasto ma być mocno zwarte, gęste, odklejające się od naczynia i zbijające w kulkę. Dlatego mleko tylko na oko. Na koniec dodaję same rodzynki lub rodzynki, orzechy, skórkę pomarańczową i inne gadżety jak do keksu. Przekładam do foremki keksówki wyłożonej papierem do pieczenia i wrzucam do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na godzinę. Ewentualna polewa czekoladowa to tabliczka gorzkiej czekolady rozpuszczona w garnuszku z ćwiartką szklanki mleka owsianego i ok. dwoma łyżkami cukru pudru.

Czas wykonania: 10-15 min!
Będą Państwo zadowoleni! (albo zrezygnują)
Pozdrawiamy!

czwartek, 12 grudnia 2013

Pippilotta nasza kochana


Peany pod adresem Pippi, Astrid Lindgren i audiobooków czytanych przez Edytę Jungowską to oczywista oczywistość, truizm i repeta. Ale jak coś jest ponadczasowo, niepowtarzalnie i bezdyskusyjnie dobre, to właściwie czemu nie mielibyśmy się publicznie zachwycić? Pippi słuchamy co wieczór, parskając co rusz w poduszki, żeby nie obudzić, tych co zdążyli już zasnąć lub śmiejąc się wszyscy razem w głos. Absolutna wolność, anarchia wręcz, indywidualizm, bunt i czysta radość istnienia Pippi, jej niepowtarzalne poczucie dobra i zła, sprawiedliwości i godności, nadludzka siła, dzięki której zawsze można obronić przed niebezpieczeństwem siebie i słabszych, niczym nieograniczona wyobraźnia i kreatywność - cudownie inspirująca mieszanka...

I to poczucie humoru! Na przykład odkrycie z wczoraj: 
- Dlaczego dziecko musi jeść kaszkę?
- Żeby urosnąć silne i zdrowe.
- A czemu dziecko musi urosnąć silne i zdrowe?
- Żeby miało siłę wciskać kaszę swoim dzieciakom w przyszłości! 
:) :) :)


sobota, 30 listopada 2013

Grzeczne dzieciaki i my.

Świąteczna propaganda trwa w najlepsze...

- Mamusiu, a co nam przyniesie Mikołaj? - pyta Hania.
- No nie wiem, a byliście grzeczni? Mikołaj przynosi prezenty tylko grzecznym dzieciom. 
- Grzecznym dzieciom i nam! 
Taaa.





środa, 18 września 2013

Mamy 5 lat!




Jaś ma od wczoraj pięć lat. Mama i tata tak jakby też.

Pięć lat bycia rodzicami i nikt nam nie powie, że to najnaturalniejsza, oczywista, zwyczajna i prosta rola.
Może i fizjologicznie, dla tych co mają to szczęście w dodatku, wszystko przebiega naturalnie i sprawnie, ale poza tym to jedno wielkie wyzwanie. I chyba jednak pewien szok dla dwóch rozpieszczonych życiem bez większych zobowiązań organizmów. 
Przychodzi na świat mały ludzik i jest fajnie – masz nowego najważniejszego człowieka na swojej liście ukochanych ludzi, potencjalnie to twoja bratnia dusza, przyjaciel, towarzysz. Jest tylko jeden szkopuł. Jednocześnie to ty jesteś za niego całkowicie odpowiedzialny, za to kim będzie, co będzie umiał, jak sobie poradzi w skomplikowanym świecie własnych i cudzych emocji, międzyludzkich interakcji, wyzwań pędzącej rzeczywistości. Nie możesz po prostu żyć obok swym życiem, swoimi problemami. 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu trzeba być czujnym, uważnym, zaangażowanym, obecnym, skupionym, konsekwentnym, cierpliwym i silnym. Rozwijać się stale, by móc dotrzymać kroku małemu towarzyszowi podróży. 
Nikt nam nie powie, że to nie przeogromny wysiłek.

Bycie rodzicem okazuje się najtrudniejszą rolą ze wszystkich, jeśli chcesz pełnić ją dobrze. Nie ma tu miejsca na kompromisy. Nie da się jej pogodzić z innymi rolami, a przecież trzeba. Świadomość bycia dla kogoś centrum świata, busolą i kierunkowskazem paraliżuje, ale i motywuje. Bywa ciężko, a jednak nigdy nie można się poddać, odpuścić, pójść na łatwiznę, stawka jest tu najwyższa. Starasz się, walczysz, znajdujesz siły, bo masz po co. Suma naszych decyzji, sukcesów i błędów zadecyduje w jakimś stopniu o tym, kim będą. Nikt nam nie powie, że nie warto.

Wszystkiego najlepszego Syneczku, przed nami następne piękne (i trudne) pięć lat! A potem następne, następne, następne, następne…….

czwartek, 12 września 2013

Ostatnio (latem) powiedziane...

SŁOWOTWÓRCZO
namierznik – celownik (w karabinie, rzecz jasna, czyli Jaś)
łałcie! – Hani codzienny okrzyk zachwytu (prawdopodobnie utworzony z „wow!” plus „o jacie!”??)
KREATYWNIE
„A ja jestem karate kitty!” – Hani odpowiedź na przechwałki Jasia, że to on, jako chłopak, jest „karate kid”.
NAUKOWO
„Można zjechać na dół po linie!” – Hania, radośnie, obserwując poprowadzony z dachu hotelu do ziemi kabel niewiadomego zastosowania.
„Coś ty, to jest kabel, mogłoby cię poprądzić!” – Jaś, z wyższością eksperta.
PRZYSZŁOŚCIOWO
„Jasiu, to kim w końcu chciałbyś być w przyszłości?”
„Piłkarzem Polska na erło”
MOTYWACYJNIE
Jaś ryczy.
„No weź się w gacie!” – Hania, zniecierpliwiona.
Z PRZEJĘZYCZENIEM
„Coś tam kupa..” – Hania, zalękniona, nasłuchując pukania za ścianą…
DAMSKO-MĘSKO
Siadaj i rozmawiamy!” – Hania, bardzo stanowczo do taty, siedząc przy stole i pokazując wolne krzesło naprzeciw siebie.
SZCZERZE DO BÓLU
1.
„Mamusiu, a jakbyś przerosła tatusia?” – Jaś.
„Oooj Jasiu, lepiej, żebym nie przerosła tatusia…”
„No tak, byłabyś wtedy jak troll…”
2.
„Czy jak wy umrzecie, to ja dostanę wasze wszystko?” – Jaś (J???).
ŚWIATOPOGLĄDOWO
„Tatusiu, skąd się wziął świat?”
„ Są różne teorie Jasiu, niektórzy twierdzą, że stworzył go Pan Bóg, niektórzy twierdzą, że powstał w wyniku ewolucji różnych procesów i naukowo to opisują”
A jak było naprawdę?
(I tu rodzic żyjący sobie dotąd spokojnie staje przed koniecznością określenia się poglądowo lub przyznania się do niewiedzy, ale to już zupełnie inna historia…) 




środa, 11 września 2013