Jak wytłumaczyć trzylatkowi, że nie
kupimy nowej zabawki i że nie każda wizyta w sklepie musi kończyć się jej
zakupem, skoro sami mamy ochotę na kupowanie co rusz nowych rzeczy? Barier
ekonomicznych oczywiście nie przeskoczymy, ale w dobie kart kredytowych i
rozpasanego konsumpcjonizmu łatwo je niestety przekraczać, a wraz z nimi
granice zdrowego rozsądku. Shopping to przyjemność i wie to już każdy
przeciętny przedszkolak. Nie tylko maluchom wydaje się, że potrzebują dużo
więcej rzeczy, niż potrzebują rzeczywiście. Czyż to nie prawdziwe rozdwojenie
jaźni, że staramy się narzucić pewne zasady i umiar dziecku, a jednocześnie sami
często mamy problem z przekonaniem siebie do powściągliwości w spełnianiu mniej
lub bardziej uzasadnionych zachcianek?
Trzylatek chciałby wszystko, co mu się
tylko spodoba, chciałby to natychmiast i bez żadnej dyskusji. I w zasadzie trudno mu się dziwić.
Staramy się więc pracować nad sobą i nad
synkiem w powściąganiu potrzeby posiadania coraz to nowych rzeczy. Uznając, że „prawie-czterolatek”
dojrzał już do zrozumienia pewnych procesów, zdecydowaliśmy się na wprowadzenie
instytucji wypłaty kieszonkowego. A Jaś zapytany, czy chce otrzymywać jego wypłatę
w systemie miesięcznym, czy tygodniowym, wypowiedział się jak zwykle przytomnie
i z sensem: „A mogę codziennie?”