czwartek, 18 października 2012

SEN!



Na obecnym (wciąż wczesnym) etapie naszego macie- i tacie-rzyństwa, chyba największym problemem z jakim przyszło nam się zmierzyć w codziennej koegzystencji z potomstwem jest kwestia spania.  

Pomijam tu inne wątki, jak nagły, nieoczekiwany (!), absolutny zanik wszelkich hedonistycznych przyjemności, takich jak oglądanie całą niedzielę w łóżku „Władcy Pierścieni”, czytanie gazet, wypad do kina prosto po pracy, jedzenie na mieście zamiast gotowania, popołudniowa drzemka, spontaniczny wyjazd na weekend, łażenie bez celu po sklepach (po mieście, po kawiarniach), czy piątkowe spotkania z przyjaciółmi przy piwie. Pomijam tu brak możliwości biegania rano (o czwartej za nic się nie da), brak możliwości pójścia na jogę, czy brak czasu na naukę, języki i rozwój.  

Prawdziwym problemem jest permanentny, od czterech lat nieustająco występujący: NIEDOBÓR SNU. 


Instytucja przespanej nocy w naszym środowisku naturalnym nie występuje. Kiedy zdarza się czasem, to tylko po to, aby wzniecić nadzieję (matkę głupich), że może to już, może nasze dzieci zaczęły przesypiać noce. (Po czym, rzecz jasna, szybko dowiadujemy się, że nie zaczęły…) Oczywiście Jaś jako czterolatek co do zasady spać już umie, ale pobudka z płaczem przed 7 i nieumiejętność samodzielnego załatwienia potrzeb fizjologicznych po ciemku, nie do końca umożliwiają nam niezakłócony sen. Hanka próbuje wyjść z łóżka kilka razy w nocy, woła nas radośnie, a najchętniej ląduje w naszej sypialni. Wszelka analiza przypadków, podparta naukową lekturą, wywiadem wśród znajomych oraz zdawaniem się na własną rodzicielską intuicję nie przynosi oczekiwanych wniosków i rezultatów. Dzieci nam się w nocy budzą i już. 

Więc co tam odpowiedzialność na całe życie, co tam utracona wolność i swoboda. 
Niech tylko zaczną spać w nocy, a będzie GIT.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz