środa, 3 października 2012

Kocyk i ścierka


Co za poranek. Jaś od rana nie chce iść do przedszkola. Ale wyjątkowo nie chce. Sygnalizuje to, jak to on, głośno i wyraźnie, odkąd tylko otworzył oczy. Jakoś udaje nam się go przekonać, żeby się ubrał, jakoś udaje nam się wyjść z domu. Pod przedszkolem cała machina rusza od nowa. Namawianie, przekonywanie, odwoływanie się do wszelkich możliwych argumentów, no prośbą i groźbą, kijem i marchewką. W końcu po pół godzinie ceregieli w samochodzie, ubraniu w środku kapci nawet, następuje kolejne pół godziny tłumaczeń, przytuleń, buziaków i obietnic. Jaś prawie przekonany nagle zmienia zdanie i ryczy od nowa, chce do domu, chce być cały czas ze mną.

Siedzimy na małej ławeczce w szatni, przytulamy się, Jaś ryczy. W pewnym momencie kładzie mi rękę na nodze i całkiem przytomnym głosem pyta:
- Masz kocyk? – gładzi mnie po kolanie. Mam na sobie grubą tweedową spódnicę w paski.
- Yyyhy – odpowiadam zupełnie skonfudowana.
- Nie spada ci, jak chodzisz? – pyta i nie czekając na odpowiedź, pogrąża się znów w rozpaczy, łka i zawodzi dalej w najlepsze.

Kilka minut później, zaczynam się denerwować i używać silniejszych argumentów, grożę brakiem obiecanej już wcześniej nowej książeczki w zamian za grzeczne zostanie w przedszkolu. Jaś aż się trzęsie ze złości.
- Ty, ty… - widzę, że się napina, żeby znaleźć jakiś straszny epitet.
- Jasiu… - próbuję zacząć tyradę na temat przezywania i jego konsekwencji.
- Ty, ty ścierko! – wykrzykuje ze złością Jaś.

Poddaję się. Cała złość wyparowuje, staram się z całej siły nie roześmiać, tylko skończyć umoralniający wątek o przezywaniu. Czy mój syn właśnie nazwał mnie … szmatą?

Po kolejnym kwadransie spędzonym wspólnie w sali, już wśród dzieciaków, Jaś w końcu zostaje w przedszkolu, a ja, rozkojarzona, spocona i zdołowana próbuję dotrzeć spóźniona do pracy. I tak sobie myślę, że przecież w przedszkolu dziecku nie dzieje się krzywda, przedszkole jest dobre, lecz nasza genialna zimno chyba miała, o zgrozo,  jednak trochę racji, porównując nas, zostawiających tam płaczące dzieci, do tych odsądzanych od czci i wiary rodziców, którzy swą małą córeczkę podrzucili paniom na lotnisku (tutu)...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz