Co za poranek. Jaś od rana nie chce iść
do przedszkola. Ale wyjątkowo nie chce. Sygnalizuje to, jak to on, głośno i
wyraźnie, odkąd tylko otworzył oczy. Jakoś udaje nam się go przekonać, żeby się
ubrał, jakoś udaje nam się wyjść z domu. Pod przedszkolem cała machina rusza od
nowa. Namawianie, przekonywanie, odwoływanie się do wszelkich możliwych
argumentów, no prośbą i groźbą, kijem i marchewką. W końcu po pół godzinie ceregieli
w samochodzie, ubraniu w środku kapci nawet, następuje kolejne pół godziny
tłumaczeń, przytuleń, buziaków i obietnic. Jaś prawie przekonany nagle zmienia
zdanie i ryczy od nowa, chce do domu, chce być cały czas ze mną.
Siedzimy na małej ławeczce w szatni, przytulamy
się, Jaś ryczy. W pewnym momencie kładzie mi rękę na nodze i całkiem przytomnym
głosem pyta:
- Masz kocyk? – gładzi mnie po kolanie.
Mam na sobie grubą tweedową spódnicę w paski.
- Yyyhy – odpowiadam zupełnie
skonfudowana.
- Nie spada ci, jak chodzisz? – pyta i
nie czekając na odpowiedź, pogrąża się znów w rozpaczy, łka i zawodzi dalej w
najlepsze.
Kilka minut później, zaczynam się
denerwować i używać silniejszych argumentów, grożę brakiem obiecanej już
wcześniej nowej książeczki w zamian za grzeczne zostanie w przedszkolu. Jaś aż się
trzęsie ze złości.
- Ty, ty… - widzę, że się napina, żeby znaleźć
jakiś straszny epitet.
- Jasiu… - próbuję zacząć tyradę na temat
przezywania i jego konsekwencji.
- Ty, ty ścierko! – wykrzykuje ze
złością Jaś.
Poddaję się. Cała złość wyparowuje,
staram się z całej siły nie roześmiać, tylko skończyć umoralniający wątek o
przezywaniu. Czy mój syn właśnie nazwał mnie … szmatą?
Po kolejnym kwadransie spędzonym wspólnie w sali,
już wśród dzieciaków, Jaś w końcu zostaje w przedszkolu, a ja, rozkojarzona,
spocona i zdołowana próbuję dotrzeć spóźniona do pracy. I tak sobie myślę, że
przecież w przedszkolu dziecku nie dzieje się krzywda, przedszkole jest dobre, lecz nasza genialna zimno chyba miała, o zgrozo,
jednak
trochę racji, porównując nas, zostawiających
tam płaczące dzieci, do tych odsądzanych od czci i wiary rodziców,
którzy swą małą córeczkę podrzucili paniom na lotnisku (tu i tu)...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz