Jeśli koniecznie chcesz wprowadzić
dzieci w stan ekscytacji graniczącej z obłędem, zrób to w Juracie. Tam
przynajmniej naprawdę jest pięknie. Można się w trakcie pobytu stale
zastanawiać, kto zbzikuje najpierw, dzieci oszalałe od ilości atrakcji, czy
próbujący ich upilnować dorośli, ale w tak wspaniałych okolicznościach przyrody...
Nawet wyjazd w
tak beznadziejnie demoralizujące ilością pokus miejsce, może jednak przynieść trochę
otuchy i nadziei wątpiącym w jakikolwiek sukces wychowawczy rodzicom.
Zdarzenie
pierwsze:
Przejeżdżamy Puck, dojeżdżamy do
Półwyspu Helskiego, po naszej lewej stronie pojawiają się turbiny elektrowni
wiatrowych. Tłumaczę Jasiowi, który widzi je po raz pierwszy, że służą do
wytwarzania energii potrzebnej do produkcji prądu, nie tłumacząc bardziej
szczegółowo na czym polega ich działanie. Jaś pyta: „A co jak nie ma wiatru?”
(Nadzieja
wątpiącego rodzica: „Uffff, myśli! Hurra!)
Zdarzenie
drugie:
Udaje nam się zwabić Jasia na obiad, odciągając
go kolejno od gokartów, strzelania do celu, automatycznego konia na
monety, oczywiście nie do końca cudem, bo obiecując po obiedzie lody. Jaś chce
pierogi, ale najpierw dostajemy naleśnika z dżemem zamówionego dla Hani („naleśnik
z dżemem” w karcie okazuje się naleśnikiem z dżemem, bitą śmietaną z
czekoladową posypką, do tego z polewą czekoladową i posypanymi cukrem malinami
oraz truskawkami, wrr…). I nie ma już mowy o pierogach, Jaś zjada siostrze
naleśnika, a kończąc stwierdza: „Nie idźmy jednak na lody, ale zjadłem cukru!”
(Nadzieja
wątpiącego rodzica: „Wow, wow!! Rozumie zasady? Hurra!)
Zdarzenie
trzecie:
Przechodzimy koło fontanny, dzieci
wrzucają do niej pieniążki. Jaś też chce, dostaje monetę i … skrupulatnie chowa
ją do kieszeni. „Ja zbieram pieniądze, nie będę wyrzucał mojego pieniążka”
oznajmia.
(Nadzieja
wątpiącego rodzica: „Ha! Dorósł do kieszonkowego!!! Nasz mały, rozsądny
kapitalista, na pewno poradzi sobie w życiu! Hurra!!! Eee... No dobra, tu wątpiący
rodzic sam się hamuje...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz